Jacku, bardzo się cieszę na tę rozmowę. Po raz pierwszy znalazłem się w
takiej oto sytuacji, że będę rozmawiał o kraju, o którym mało wiem. Ale Ty
wiesz dużo. Jesteś znawcą Kambodży. Mam nadzieję czegoś się od Ciebie nauczyć.
Jak zaczęła się Twoja przygoda z Kambodżą?
Jacek Świercz: Moje dzieciństwo to czas, w którym w polskich
mediach pojawiało się dużo informacji o Indochinach - Wietnamie, Laosie i
Kambodży. Zainteresowały mnie swoją egzotyką. A później nagle gazety przestały
pisać o Kambodży. Kraj, który zerwał
współpracę z Moskwą, stał się obszarem
tabu (podobnie jak Albania). W moich oczach, właśnie przez to, jeszcze bardziej
zyskał na atrakcyjności. Niedostępny równa się magiczny i wyjątkowy. Wzmogło to
moje zainteresowanie. Czytałem wszystko, co wpadło mi w ręce…
Srebrna Pagoda w Phnom Penh |
No tak, ale nie jesteś przecież samoukiem…
Jak szedłem na studia, nie było
żadnej możliwości poważnego zajmowania się Kambodżą. Padło więc na filologię
chińską z lektoratem j. wietnamskiego.
Droga naokoło. Żeby dotrzeć do Kambodży, musiałeś najpierw nauczyć się
chińskiego i wietnamskiego?
Tak, „oficjalnie” jestem
sinologiem i wietnamistą. W 1987 wyjechałem na stypendium do Wietnamu, a rok
później zupełnym cudem dotarłem do Kambodży. Cudem ponieważ wtedy nie wpuszczono tam jeszcze żadnych turystów. W Hanoi codziennie przejeżdżałem rowerem obok ambasady Kambodży. Pewnego dnia, pod
wpływem chwilowego impulsu, wszedłem i
spytałem o możliwość wyjazdu. Ku mojemu ogromnemu zdziwieniu konsul przyznał mi
wizę.
Na jak długo pojechałeś?
Na tydzień. Przygarnął mnie nasz
ambasador w Phnom Penh.
I co pamiętasz z tego wyjazdu? Jak wtedy wyglądała Kambodża?
Wciąż trwała wojna domowa, wiele
rejonów było zamkniętych, zaminowanych.
Byłem jedynym turystą. Wzbudzałem zdziwienie nielicznych obcokrajowców,
głównie pracowników ambasad. Z trwogą patrzyli na moje piesze wędrówki po
mieście. Było niebezpiecznie. Phnom Penh
robiło niesamowite wrażenie. Reżim Pol Pota wymordował dotychczasowych
mieszkańców. Na ich miejsce przyjechali ludzie ze wsi. Hodowali świnie na
balkonach, palili ogniska i gotowali posiłki przed willami, w których
zamieszkali. Były ogromne problemy z prądem i wodą pitną.
A czy udało ci się wtedy dotrzeć do świątyń Angkoru?
Nie, wtedy jeszcze było to
niemożliwe. Udało mi się zobaczyć Angkor
w 1994 roku. Nadal było niebezpiecznie, ale pojawili się pierwsi turyści. Król Sihanouk wrócił już do swojego pałacu, po którym w 1988 roku, dzięki wstawiennictwu
polskich konserwatorów zabytków, chodziłem bez żadnych ograniczeń. To już się
chyba nigdy nie powtórzy…
A później? Nie zrezygnowałeś z Kambodży.
Jeżdżę regularnie, od 1994 roku byłem
mnóstwo razy. Obserwuję zachodzące
zmiany. Dzisiejsza Kambodża to kraj bezpieczny. W większych ośrodkach
turystycznym znajdziemy dobrą infrastrukturę, porządne hotele i świetne
restauracje. Ale jeśli ktoś przyleci do Kambodży i nie wyjedzie poza
turystyczne centra, to nie zobaczy drugiej strony kraju. Na prowincji
żyje się nadal bardzo skromnie.
W Kambodży lubisz…
Jeśli w świątyniach Angkoru trafi
się trochę wolnego czasu. Uwielbiam zejść z utartego szlaku, odkryć coś nowego.
Godzinami mogę podziwiać olśniewające płaskorzeźby. Angkor trzeba zobaczyć
A z czym masz kłopot?
Ze zbyt dużą ilością czosnku w pysznych zresztą daniach kambodżańskiej kuchni (śmiech). A tak
poważnie, to miewam problemy w komunikacji z moimi kambodżańskimi przyjaciółmi.
Znamy się od lat, ale nigdy nie rozmawiamy o czasach Czerwonych Khmerów. Nie
potrafię ich o to dokładnie wypytać. Oni zresztą sami z siebie nigdy nie mówią.
W Kambodży nie było prawdziwych rozliczeń za komunistyczne zbrodnie. Temat jest
niewygodny. Ale to, że się o nim nie mówi, nie znaczy, że się nad tym nie
zastanawiamy. Bywa, że myślę o moich znajomych: byli prześladowcami czy
prześladowanymi? Pytania tego typu wciąż ciążą nad Kambodżą.
Jacek Świercz –
orientalista, tłumacz, przez wiele lat również wykładowca akademicki. Od kilkunastu lat pracuje jako pilot
wycieczek. Prowadzi zajęcia na kursach pilotów wycieczek i rezydentów. Miłośnik Kambodży, Laosu i Chin. Spełnił wszystkie swoje podróżnicze marzenia. Teraz chce już tylko wracać do ulubionych
miejsc. Najbliższy taki powrót –
Gruzja.
Rozmawiał Krzysztof Matys.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz