Autorskie biuro podróży

piątek, 11 lipca 2014

Jacek Świercz, Kambodża

Jacku, bardzo się cieszę na tę rozmowę. Po raz pierwszy znalazłem się w takiej oto sytuacji, że będę rozmawiał o kraju, o którym mało wiem. Ale Ty wiesz dużo. Jesteś znawcą Kambodży. Mam nadzieję czegoś się od Ciebie nauczyć. Jak zaczęła się Twoja przygoda z Kambodżą?

Jacek Świercz: Moje dzieciństwo to czas, w którym w polskich mediach pojawiało się dużo informacji o Indochinach - Wietnamie, Laosie i Kambodży. Zainteresowały mnie swoją egzotyką. A później nagle gazety przestały pisać o Kambodży.  Kraj, który zerwał współpracę z Moskwą,  stał się obszarem tabu (podobnie jak Albania). W moich oczach, właśnie przez to, jeszcze bardziej zyskał na atrakcyjności. Niedostępny równa się magiczny i wyjątkowy. Wzmogło to moje zainteresowanie. Czytałem wszystko, co wpadło mi w ręce…

Srebrna Pagoda w Phnom Penh

No tak, ale nie jesteś przecież samoukiem…

Jak szedłem na studia, nie było żadnej możliwości poważnego zajmowania się Kambodżą. Padło więc na filologię chińską z lektoratem j. wietnamskiego.

Droga naokoło. Żeby dotrzeć do Kambodży, musiałeś najpierw nauczyć się chińskiego i wietnamskiego?

Tak, „oficjalnie” jestem sinologiem i wietnamistą. W 1987 wyjechałem na stypendium do Wietnamu, a rok później zupełnym cudem dotarłem do Kambodży. Cudem ponieważ wtedy  nie wpuszczono tam jeszcze żadnych turystów.  W Hanoi codziennie przejeżdżałem rowerem  obok ambasady Kambodży. Pewnego dnia, pod wpływem chwilowego impulsu, wszedłem  i spytałem o możliwość wyjazdu. Ku mojemu ogromnemu zdziwieniu konsul przyznał mi wizę.

Na jak długo pojechałeś?

Na tydzień. Przygarnął mnie nasz ambasador w Phnom Penh.

I co pamiętasz z tego wyjazdu? Jak wtedy wyglądała Kambodża?

Wciąż trwała wojna domowa, wiele rejonów było zamkniętych, zaminowanych.  Byłem jedynym turystą. Wzbudzałem zdziwienie nielicznych obcokrajowców, głównie pracowników ambasad. Z trwogą patrzyli na moje piesze wędrówki po mieście. Było niebezpiecznie.  Phnom Penh robiło niesamowite wrażenie. Reżim Pol Pota wymordował dotychczasowych mieszkańców. Na ich miejsce przyjechali ludzie ze wsi. Hodowali świnie na balkonach, palili ogniska i gotowali posiłki przed willami, w których zamieszkali. Były ogromne problemy z prądem i wodą pitną.

A czy udało ci się wtedy dotrzeć do świątyń Angkoru?

Nie, wtedy jeszcze było to niemożliwe. Udało mi się zobaczyć Angkor  w  1994 roku.  Nadal było niebezpiecznie, ale pojawili się  pierwsi turyści. Król Sihanouk wrócił już  do swojego pałacu,  po którym w 1988 roku, dzięki wstawiennictwu polskich konserwatorów zabytków, chodziłem bez żadnych ograniczeń. To już się chyba nigdy nie powtórzy…

A później? Nie zrezygnowałeś z Kambodży.

Jeżdżę regularnie, od 1994 roku byłem mnóstwo  razy. Obserwuję zachodzące zmiany. Dzisiejsza Kambodża to kraj bezpieczny. W większych ośrodkach turystycznym znajdziemy dobrą infrastrukturę, porządne hotele i świetne restauracje. Ale jeśli ktoś przyleci do Kambodży i nie wyjedzie  poza  turystyczne centra, to nie zobaczy drugiej strony kraju. Na prowincji żyje się nadal bardzo skromnie.

W Kambodży lubisz…

Jeśli w świątyniach Angkoru trafi się trochę wolnego czasu. Uwielbiam zejść z utartego szlaku, odkryć coś nowego. Godzinami mogę podziwiać olśniewające płaskorzeźby. Angkor trzeba zobaczyć

A z czym masz kłopot?

Ze zbyt dużą ilością czosnku w pysznych  zresztą daniach  kambodżańskiej kuchni (śmiech). A tak poważnie, to miewam problemy w komunikacji z moimi kambodżańskimi przyjaciółmi. Znamy się od lat, ale nigdy nie rozmawiamy o czasach Czerwonych Khmerów. Nie potrafię ich o to dokładnie wypytać. Oni zresztą sami z siebie nigdy nie mówią. W Kambodży nie było prawdziwych rozliczeń za komunistyczne zbrodnie. Temat jest niewygodny. Ale to, że się o nim nie mówi, nie znaczy, że się nad tym nie zastanawiamy. Bywa, że myślę o moich znajomych: byli prześladowcami czy prześladowanymi? Pytania tego typu wciąż ciążą nad Kambodżą.

Jacek Świercz – orientalista, tłumacz, przez wiele lat również wykładowca akademicki.   Od kilkunastu lat pracuje jako pilot wycieczek. Prowadzi zajęcia  na kursach pilotów wycieczek i rezydentów.  Miłośnik Kambodży, Laosu i Chin.  Spełnił wszystkie swoje podróżnicze marzenia. Teraz chce już tylko wracać do ulubionych miejsc. Najbliższy taki  powrót – Gruzja. 

Rozmawiał Krzysztof Matys.

 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz